piątek, 28 listopada 2014


jeśli szukasz chwili wytchnienia
pozwól że nie zaproszę cię do siebie
u mnie pomieszkuje teraz
nie widzę problemu
oraz to ty jesteś idiotką niewartą mojego towarzystwa
nie nie wiem jeszcze jak długo zostanie
ale obiecuję natychmiastowo zawiadomić cię
o zmianie statusu mojej formuły zaraz po kolejnym doświadczeniu
na żywych tkankach
operacja na otwartym złamaniu do najprostszych nie należy
nie zmienia to jednak niezaprzeczalnego faktu
iż smutek jest smutny a radość radosna
wciskam palec głęboko w brzuch mojego kota
zapomniał już jak się miauczy
strzępy kurzu i nitki myśli zamiatam pod sfilcowany dywan
z każdym otwartym dniem na nowo łamiemy mi kości
patrzymy w puste białe ściany
pulsujące w rytm twoich pijanych kroków
zamykam zamykam zamykam
impreza z przemieszczeniem zamknięta do odwołania
  
*

Delirium

wylizałam się z pustki
z okruchu spod stołu zrobiłam kołyskę
bez czucia bez zająknienia bez najmniejszej
złapałam wiatr
kości złamane złamanie otwarte
widok mnie nie rusza ani trochę
gniew uspokaja
złość chroni
spokój ulatnia się razem ze świtem
nawet się nie przeżegnałeś na odchodnym
brama niezamknięta skrzypi i obija się o stary dąb
wącham suche powietrze pachnące tynkiem
wokół twojej rozlazłej szyi zadomowiły się pętle i robaki
oplatają też moje kostki
pytanie kto pierwszy kogo pociągnie
za sobą za siebie przede mną
może nikt nie był pierwszy
może nie o wygranie biegu tu chodzi
chciałabym, jak bardzo bym chciała żeby to wszystko było jedynie chorym snem
chciałabym pójść na spacer na łąkę
zaśpiewać wieczornym gościom ptasią piosenkę
świerszcze biłyby mi brawo a biedronki składały ukłony w aplauzie
zanika to wszystko, wymyka się, wypada z niedomkniętej kieszeni
dzięki bogu za kota, on jako jedyny zachował jeszcze rozum
i ciepłą krew
w tym całym ambarasie


*

Sąd Ostateczny

Pogubiłam się.
Zamiast otwierać kolejne okna,
Patrzyłam tylko przez szyby,
Które zmieniały samoloty
W spadające cienie.

Ciężarówki zwalniały niechętnie
Przed niebezpiecznym zakrętem,
Kłaniając się z lekka nowo przybyłym.

Bozia mnie pokarała,
Ucięła niecierpliwy język,
Który nie usiedział na miejscu,
Jak mu nakazano.
 
Leżę teraz w wilgotnym łóżku,
Włosy pozlepiane brudną śliną
Rozczesuję palcami, szykując się
Na twoje przybycie. 
  
*

Mały chłopczyk i Duży chłopczyk

Mały chłopczyk
z niewinnym okiem
i ręką szukającą pieszczot
łapie mnie za spódnicę

udaję, że go nie zauważam,
przypadkowo zrzucając zaciśniętą piąstkę,
która spada z głośnym hukiem,
wszystkie palce się porozbijały

chłopczyk chowa się i kuli
z desperacją i niedowierzaniem
szukając we mnie odpowiedzi
i zbierając odłamki potłuczonej ręki

celowo i z premedytacją
nie zauważam dużego fragmentu
palca wskazującego, przydeptując go
seksownym obcasem,
chłopczykowi więcej zajmie
układanie papilarnej historii

ja tymczasem zasiadam do medytacji
pachnąc luksusowym lotosem,
rozkładając po turecku nogi

gotowa czekam
aż wszystko samo się zrobi
byle dotrwać do rana
byle przeczekać kolejną stłuczkę
 

*

Dzieciństwo z Babcią i Michałem

Pamiętasz, jak to było, kiedy wszyscy jedliśmy irysy?
Papierki nie chciały się odkleić, mak ginął w zębach.
Pachniało latem, ciepłym, dobrym popołudniem.

Babcia wyglądała z balkonu,
Patrząc na naszą zabawę w uwalnianie czarodziejki.
Trzeba było przejść po ławce, po trzepaku, za koszem na śmieci.
Zbieraliśmy kasztany, chowaliśmy je po niedomkniętych kieszeniach.

Czasem zdaje mi się, że ona nadal patrzy na nas z tego balkonu.
Nie zauważyła, że już dorośliśmy, że już tu nie mieszkamy,
Że sama dawno już umarła.

Nie patrzy na zegarek, bo sama najlepiej pozna,
Kiedy obiad będzie gotowy. Zalewajka i ziemniaki z kefirem,
A na deser jabłka pieczone albo w księżyce.
Wszystko, jakby z dziwnego snu, z programu w telewizji,
W którym nikt nie poinformował widzów, że już można przestać
Bić brawo.
  
*

Lubię patrzeć jak śpisz

Lubię patrzeć jak śpisz
Kiedy śpisz jak ten kot
Którego potrąciła ciężarówka
Na zakręcie zaraz za Modlniczką
Leżał na boku
Łapki miał ułożone obok siebie, równolegle
Jedna tuż obok drugiej
Lewa przednia była trochę z przodu
Wyciągnięta, jakbyś po coś sięgał
Po okulary do czytania
Czy po czysty ręcznik do wytarcia
Ubrudzonych seksualnym wysiłkiem rąk
Budzik nastawiłam jak zawsze na 6:30
Mam nadzieję, że zadzwoni
Że nie spóźni się
Że wstanę na czas, żeby popatrzeć sobie
Jak śpisz, jak daleko ode mnie śpisz
Jak ten kot,
Którego potrąciła ciężarówka
Na zakręcie zaraz za Modlniczką
Tuż przed ograniczeniem do pięćdziesiątki
  
*

z rozdartej głowy
spod pękniętej sukienki
popłynęła strumieniem krew
czerwona, jak na krew przystało
kapała na zmęczone nogi
spływała po obitych kolanach

leżałam z głową w trawie
wśród nieświeżych poduszek
twój oddech
pachnący metalem i zjełczałym tłuszczem
schował się za firanką

nie wiem czy jeszcze kiedyś wyjrzę przez okno,
żeby zobaczyć, jak bawią się dzieci na podwórku

nie wiem czy jeszcze kiedyś wyjrzę przez okno,
żeby zawołać je na obiad
  
*

Nie wiem czemu nie pytam cię o to, czemu odeszłaś
Czasem się nad tym zastanawiam
Rozważam wielorakie możliwości
Ale nigdy nie przyszło mi do głowy po prostu spytać
Usiąść w okadzonej ławce pachnącej wilgotnym drewnem
Przybliżyć twarz do barierki i pocałować nieśmiertelne rany
Z prośbą o wstawiennictwo
Pieniążek wrzucony do koszyczka aniołka
Który kiwa głową z podziękowaniem, ze zrozumieniem
Czasem zastanawiam się czemu nigdy cię o to nie spytałam
Czemu odeszłaś czy chciałaś odejść czy nie tęsknisz czy dobrze się miewasz
Czy ci nie zimno czy wiesz że cię nie ma czy mnie widzisz czy o mnie myślisz
Czy chciałbyś wrócić czy możesz wrócić czy ja mam przyjść do ciebie
Czy wiesz kiedy przyjdę do ciebie czy możesz mi jakoś pomóc czy możesz dać mi jakiś znak
Czy dobrze robię że robię to co robię czy powinnam się zmienić czy powinnam myśleć o tobie
Czy się nie gniewasz że za mało sprzątam czy się w ogóle o coś gniewasz czy teraz wiesz
O moich kłamstwach czy jest ci przykro z tego powodu czy cieszysz się że odeszłaś
Czy wolałabyś się pożegnać czy kiedyś o tobie zapomnę czy kiedyś będzie normalnie
Czy kiedyś odżałuję to co się stało i w jaki sposób się to odbyło
Czy mam się o nic nie pytać czy mam żyć normalnie czy nie będzie ci przykro że żyję jak inni jak wszyscy jak nie ja
Czy…
Może zaproszę cię kiedyś na kawę
Taką zwykłą, poranną inkę
Przyjdź, a chętnie powiem ci czemu już cię nie zapraszam

Ze starego Worda (2012)