jeśli szukasz chwili
wytchnienia
pozwól że nie zaproszę
cię do siebie
u mnie pomieszkuje teraz
nie widzę problemu
oraz to ty jesteś idiotką
niewartą mojego towarzystwa
nie nie wiem jeszcze jak
długo zostanie
ale obiecuję
natychmiastowo zawiadomić cię
o zmianie statusu mojej
formuły zaraz po kolejnym doświadczeniu
na żywych tkankach
operacja na otwartym
złamaniu do najprostszych nie należy
nie zmienia to jednak
niezaprzeczalnego faktu
iż smutek jest smutny a
radość radosna
wciskam palec głęboko w
brzuch mojego kota
zapomniał już jak się
miauczy
strzępy kurzu i nitki
myśli zamiatam pod sfilcowany dywan
z każdym otwartym dniem
na nowo łamiemy mi kości
patrzymy w puste białe
ściany
pulsujące w rytm twoich
pijanych kroków
zamykam zamykam zamykam
impreza z
przemieszczeniem zamknięta do odwołania
*
Delirium
wylizałam się z pustki
z okruchu spod stołu
zrobiłam kołyskę
bez czucia bez
zająknienia bez najmniejszej
złapałam wiatr
kości złamane złamanie
otwarte
widok mnie nie rusza ani
trochę
gniew uspokaja
złość chroni
spokój ulatnia się razem
ze świtem
nawet się nie
przeżegnałeś na odchodnym
brama niezamknięta
skrzypi i obija się o stary dąb
wącham suche powietrze
pachnące tynkiem
wokół twojej rozlazłej
szyi zadomowiły się pętle i robaki
oplatają też moje kostki
pytanie kto pierwszy kogo
pociągnie
za sobą za siebie przede
mną
może nikt nie był
pierwszy
może nie o wygranie biegu
tu chodzi
chciałabym, jak bardzo bym chciała żeby to wszystko było jedynie chorym snem
chciałabym pójść na
spacer na łąkę
zaśpiewać wieczornym
gościom ptasią piosenkę
świerszcze biłyby mi
brawo a biedronki składały ukłony w aplauzie
zanika to wszystko,
wymyka się, wypada z niedomkniętej kieszeni
dzięki bogu za kota, on
jako jedyny zachował jeszcze rozum
i ciepłą krew
w tym całym ambarasie
*
Sąd Ostateczny
Pogubiłam się.
Zamiast otwierać kolejne okna,
Patrzyłam tylko przez szyby,
Które zmieniały samoloty
W spadające cienie.
Ciężarówki zwalniały
niechętnie
Przed niebezpiecznym zakrętem,
Kłaniając się z lekka nowo
przybyłym.
Bozia mnie pokarała,
Ucięła niecierpliwy język,
Który nie usiedział na
miejscu,
Jak mu nakazano.
Leżę teraz w wilgotnym łóżku,
Włosy pozlepiane brudną śliną
Rozczesuję palcami, szykując
się
Na twoje przybycie.
*
Mały chłopczyk i Duży
chłopczyk
Mały chłopczyk
z niewinnym okiem
i ręką szukającą pieszczot
łapie mnie za spódnicę
udaję, że go nie zauważam,
przypadkowo zrzucając zaciśniętą piąstkę,
która spada z głośnym hukiem,
wszystkie palce się porozbijały
chłopczyk chowa się i kuli
z desperacją i niedowierzaniem
szukając we mnie odpowiedzi
i zbierając odłamki potłuczonej ręki
celowo i z premedytacją
nie zauważam dużego fragmentu
palca wskazującego, przydeptując go
seksownym obcasem,
chłopczykowi więcej zajmie
układanie papilarnej historii
ja tymczasem zasiadam do medytacji
pachnąc luksusowym lotosem,
rozkładając po turecku nogi
gotowa czekam
aż wszystko samo się zrobi
byle dotrwać do rana
byle przeczekać kolejną stłuczkę
*
Dzieciństwo z Babcią i Michałem
Pamiętasz, jak to było, kiedy
wszyscy jedliśmy irysy?
Papierki nie chciały się
odkleić, mak ginął w zębach.
Pachniało latem, ciepłym,
dobrym popołudniem.
Babcia wyglądała z balkonu,
Patrząc na naszą zabawę w
uwalnianie czarodziejki.
Trzeba było przejść po ławce,
po trzepaku, za koszem na śmieci.
Zbieraliśmy kasztany,
chowaliśmy je po niedomkniętych kieszeniach.
Czasem zdaje mi się, że ona
nadal patrzy na nas z tego balkonu.
Nie zauważyła, że już
dorośliśmy, że już tu nie mieszkamy,
Że sama dawno już umarła.
Nie patrzy na zegarek, bo sama
najlepiej pozna,
Kiedy obiad będzie gotowy.
Zalewajka i ziemniaki z kefirem,
A na deser jabłka pieczone
albo w księżyce.
Wszystko, jakby z dziwnego
snu, z programu w telewizji,
W którym nikt nie poinformował
widzów, że już można przestać
Bić brawo.
*
Lubię patrzeć jak śpisz
Lubię patrzeć jak śpisz
Kiedy śpisz jak ten kot
Którego potrąciła
ciężarówka
Na zakręcie zaraz za
Modlniczką
Leżał na boku
Łapki miał ułożone obok
siebie, równolegle
Jedna tuż obok drugiej
Lewa przednia była trochę z przodu
Wyciągnięta, jakbyś po coś sięgał
Po okulary do czytania
Czy po czysty ręcznik do wytarcia
Ubrudzonych seksualnym wysiłkiem rąk
Budzik nastawiłam jak zawsze na 6:30
Mam nadzieję, że zadzwoni
Że nie spóźni się
Że wstanę na czas, żeby popatrzeć sobie
Jak śpisz, jak daleko ode mnie śpisz
Jak ten kot,
Którego potrąciła ciężarówka
Na zakręcie zaraz za Modlniczką
Tuż przed ograniczeniem do pięćdziesiątki
*
z rozdartej głowy
spod pękniętej sukienki
popłynęła strumieniem krew
czerwona, jak na krew przystało
kapała na zmęczone nogi
spływała po obitych kolanach
leżałam z głową w trawie
wśród nieświeżych poduszek
twój oddech
pachnący metalem i zjełczałym
tłuszczem
schował się za firanką
nie wiem czy jeszcze kiedyś wyjrzę
przez okno,
żeby zobaczyć, jak bawią się dzieci
na podwórku
nie wiem czy jeszcze kiedyś wyjrzę
przez okno,
żeby zawołać je na obiad
*
Nie wiem czemu nie pytam
cię o to, czemu odeszłaś
Czasem się nad tym
zastanawiam
Rozważam wielorakie
możliwości
Ale nigdy nie przyszło mi
do głowy po prostu spytać
Usiąść w okadzonej ławce
pachnącej wilgotnym drewnem
Przybliżyć twarz do
barierki i pocałować nieśmiertelne rany
Z prośbą o wstawiennictwo
Pieniążek wrzucony do
koszyczka aniołka
Który kiwa głową z
podziękowaniem, ze zrozumieniem
Czasem zastanawiam się
czemu nigdy cię o to nie spytałam
Czemu odeszłaś czy
chciałaś odejść czy nie tęsknisz czy dobrze się miewasz
Czy ci nie zimno czy
wiesz że cię nie ma czy mnie widzisz czy o mnie myślisz
Czy chciałbyś wrócić czy
możesz wrócić czy ja mam przyjść do ciebie
Czy wiesz kiedy przyjdę
do ciebie czy możesz mi jakoś pomóc czy możesz dać mi jakiś znak
Czy dobrze robię że robię
to co robię czy powinnam się zmienić czy powinnam myśleć o tobie
Czy się nie gniewasz że
za mało sprzątam czy się w ogóle o coś gniewasz czy teraz wiesz
O moich kłamstwach czy
jest ci przykro z tego powodu czy cieszysz się że odeszłaś
Czy wolałabyś się
pożegnać czy kiedyś o tobie zapomnę czy kiedyś będzie normalnie
Czy kiedyś odżałuję to co
się stało i w jaki sposób się to odbyło
Czy mam się o nic nie
pytać czy mam żyć normalnie czy nie będzie ci przykro że żyję jak inni jak
wszyscy jak nie ja
Czy…
Może zaproszę cię kiedyś
na kawę
Taką zwykłą, poranną inkę
Przyjdź, a chętnie powiem
ci czemu już cię nie zapraszam
Ze starego Worda (2012)