Zawsze
czuję wewnętrzną radość, zwaną przeze mnie radością w brzuchu, kiedy
idę przez Sienną letnim popołudniem. Mam taką niepisaną tradycję, która
zawiera w sobie następujące części składowe:
Jeden. Stukają tępo obcasy, deptam z humorem kocie łby. Jeden za drugim prowadzą mnie w to samo miejsce.
Dwa.
Chodnik jest chłodny, nie przepuszcza ciepła, które chroni się w
szczelinach pomiędzy kamienicami. Wsiąka w cegły, topi się w starym
tynku.
Trzy. Kawa na
Stolarskiej zawsze jest taka sama. Duża i ciepła i to są jej główne
zalety. Reszta mnie nie interesuje, bo kto interesowałby się czymś, co
dopiero ma nadejść i jeszcze się nie zmaterializowało w naszym polu
morfogenetycznym?
Cztery.
Świadomie i zdecydowanie odrzucam wspomnienie, które zawsze pojawia się w
tym miejscu, w podpunkcie numer cztery. Czasem zjawia się nieco
wcześniej, pomiędzy dwójką i trójką, ale ostatnio dużo nad sobą
pracowałem, dlatego wspomnienie pojawia się dopiero przy czwórce.
Zapominam. Zapominam i odrzucam następujące obrazy, które mimowolnie pojawiają mi się przed oczami w podpunkcie czwartym, lub czasem (ostatnio zdecydowanie rzadziej) pomiędzy podpunktem drugim i trzecim:
Obraz pierwszy. Idziemy razem Sienną. Trzymamy się za ręce. Ty masz rozpuszczone włosy, świeżo tlenione na kolor jasny blond. Świergotasz i śmiejesz się tak dziecięco; promiennie i naturalnie.
Obraz
drugi. Stajemy. Przysuwamy się bliżej kamienicy, tej zaraz za zielonym
kioskiem na kółkach. Pachniesz wodą morską, kostkami lodu i malinami z
miętą.
Obraz trzeci. Robi
się gorąco. Nie rozglądając się wokoło, przecież późno już i ciemno,
przyciskam cię mocniej do ściany. Obracam tyłem. Masz zwiewną sukienkę i
lekkie, zwiewne pragnienia.
Obraz
czwarty. Paznokcie szukają szczelin, punktu zaczepienia. Dusisz w sobie
krzyk, trochę tynku spada wprost na ziemię. A trochę na moje buty.
Głośno się potem z tego śmiejemy.
Obraz piąty. Pijemy kawę na Stolarskiej. Kawa zawsze jest taka sama. Duża i ciepła i to są jej główne zalety.
Z cyklu Trzysta Cieni, Galeria Słowa, 2014