czwartek, 11 czerwca 2015

Background



Bez głębszych przemyśleń i pomijając dłuższe chwile zastanowienia, podejmuję decyzję i zamierzam dotrzymać danego samej sobie słowa. Mimo, iż w przeglądarce odruchowo wpisuję adres Google, powstrzymuję się, żeby równie machinalnie nie wpisać pogoda Kraków. Sprawa nie jest tak prosta, jakby zdawać się mogło z początku. Dla równowagi, dla zaspokojenia budzącej się żądzy odruchów i przyzwyczajeń, wpisuję nazwisko włoskiego pisarza. Wzrokiem przelatuję biografię, przelotnie spoglądam na zdjęcie. Ostatecznie, wracam na Google i wpisuję pogoda Kraków. Wpisuję, wciskam enter i czekam. Momentalnie, bez zbędnych reklam i nachalnych pop – up’ów, które w internecie pełnią funkcję między innymi retardacyjną, pojawiają się obrazki, oznaczające pogodę na nadchodzące dni.
            Na dziś przewidziano chmurę. Wyglądam przez okno, siedzę akurat przy stole w kuchni, i utwierdzam się w przekonaniu, że jest nad wyraz słonecznie: ciepłe podmuchy wiosennego wiatru wpadają pod podwozia samochodów zaparkowanych wzdłuż asfaltowej drogi, suną pod nimi i delikatnie muskają filtry, przewody, silniki i pozostałe, samochodowe wnętrzności, ociekające czarną ropą, pachnące zimną rdzą, trzeszczące i cicho, rytmicznie dudniące.
            Ponownie spoglądam na rysunek chmury i na kolejne obrazki, ukazujące pogodę na najbliższe dni. Niezależnie od tego, czy przewidywania wirtualnych meteorologów mają rację bytu czy też nie; czy sprawdzą się czy nie; czy odnajdę miłość czy nie: czuję się spokojniej. Bezpieczniej. Jest coś stałego, coś organizującego, coś znanego i w ramach tej konwencji możemy podjąć dyskusję na argumenty. Na konkrety.
*
            Kolejny odruch polega na sprawdzaniu telefonu: naciskam palcem środkowy guzik, który jest jednym z dwóch tylko guzików, w które został zaopatrzony biały telefon marki El Dżi. W sumie, tak sobie myślę, całkiem fajne imię dla psa albo dla bohaterki kubańskiej powieści z gatunku magicznego realizmu: El Dżi: Eldżi miała długie włosy, zwykle chodziła w zwiewnych, błękitnych sukienkach, małe piersi odznaczały się ostrym, kanciastym zarysem spod trochę nazbyt przepoconej, lnianej, bluzki. Dziewczynie często towarzyszył bury kundel, mały pies o tym samym, co ona, imieniu. Szli razem, pod wiatr, pod kubański wiatr i podśpiewywali sobie: Angie, oh, Angie…
Wracając do kwestii telefonu: wciskam guzik, sprawdzam, co na ekranie. Jeśli jest wiadomość – czytam. Jeśli powiadomienie – nie czytam. Jeśli nie pojawia się nic prócz daty, godziny i poziomu nasłonecznienia atmosfery oraz nawodnienia gleby poprzez powietrze, w znaczeniu takim, że przestrzeń powietrzna staje się niejako tunelem, drogą dla deszczu, dla kropel, jeśli więc nic więcej się nie pojawia, wtedy nie odblokowuję telefonu i poprzestaję jedynie na skonstatowaniu faktu, iż nikt nie napisał.
*
            W jej spojrzeniu dostrzegłam zakamuflowany pytajnik. Nie podjęłam wyzwania, weszłam do gry, posłusznie stosując się do jej reguł. To, co chciała usłyszeć, odpowiedź, której oczekiwała – została udzielona. Jestem posłuszna, mamo. Jestem taka, jaką nauczyłaś się mnie widzieć.
            Ciemną nocą idę od strony przystanku autobusowego, nie słychać, żeby coś jechało. Spoglądając w stronę południowo – zachodniego nieba, jednocześnie błądząc językiem wzdłuż górnego łuku zębowego, szukam układu gwiezdnego Plejad. Punktem orientacyjnym jest, rzecz jasna, konstelacja Oriona. W międzyczasie czuję, że lewa dłoń zadrgała dwukrotnie, prawa noga zstąpiła z krawężnika, nie zauważając go uprzednio. Schodzę. Chwieję się; prawie upadam.
            Niepokalana. Pod paznokciami żwir. Pod powiekami gruz. W głowę strzał.
            Szczerze? Tak. Tak właśnie uważam. Jesteś winna. Jesteś wszystkiemu winna.
*
Dziwne, a może nie tylko dziwne, co ciekawe jest to, że, kiedy przed chwilą roześmiałam się pisząc o Eldżi, złożyłam dłonie i przysłoniłam nimi usta i nos, tak żeby śmiech nie uciekł, nie rozpierzchł się, żeby został ze mną na dłużej. Robiąc to bezwiednie, poczułam twój zapach, silny zapach ciebie i twojego ciała. Ostatnio bardzo mocno czuję cię na sobie, na ciele, czuję też twój zapach. Ciekawe, że właśnie pożyczyłeś mi do przeczytania „Imię, zapach” Italo Calvino.
fragment rozdziału "Background", 2015