Bez głębszych przemyśleń i pomijając dłuższe chwile
zastanowienia, podejmuję decyzję i zamierzam dotrzymać danego samej sobie
słowa. Mimo, iż w przeglądarce odruchowo wpisuję adres Google, powstrzymuję się, żeby równie machinalnie nie wpisać pogoda Kraków. Sprawa nie jest tak
prosta, jakby zdawać się mogło z początku. Dla równowagi, dla zaspokojenia
budzącej się żądzy odruchów i przyzwyczajeń, wpisuję nazwisko włoskiego
pisarza. Wzrokiem przelatuję biografię, przelotnie spoglądam na zdjęcie.
Ostatecznie, wracam na Google i
wpisuję pogoda Kraków. Wpisuję,
wciskam enter i czekam. Momentalnie, bez zbędnych reklam i nachalnych pop – up’ów, które w internecie pełnią
funkcję między innymi retardacyjną, pojawiają się obrazki, oznaczające pogodę
na nadchodzące dni.
Na dziś przewidziano chmurę.
Wyglądam przez okno, siedzę akurat przy stole w kuchni, i utwierdzam się w
przekonaniu, że jest nad wyraz słonecznie: ciepłe podmuchy wiosennego wiatru
wpadają pod podwozia samochodów zaparkowanych wzdłuż asfaltowej drogi, suną pod
nimi i delikatnie muskają filtry, przewody, silniki i pozostałe, samochodowe
wnętrzności, ociekające czarną ropą, pachnące zimną rdzą, trzeszczące i cicho,
rytmicznie dudniące.
Ponownie spoglądam na rysunek chmury
i na kolejne obrazki, ukazujące pogodę na najbliższe dni. Niezależnie od tego,
czy przewidywania wirtualnych meteorologów mają rację bytu czy też nie; czy
sprawdzą się czy nie; czy odnajdę miłość czy nie: czuję się spokojniej.
Bezpieczniej. Jest coś stałego, coś organizującego, coś znanego i w ramach tej
konwencji możemy podjąć dyskusję na argumenty. Na konkrety.
*
Kolejny odruch polega na sprawdzaniu
telefonu: naciskam palcem środkowy guzik, który jest jednym z dwóch tylko
guzików, w które został zaopatrzony biały telefon marki El Dżi. W sumie, tak
sobie myślę, całkiem fajne imię dla psa albo dla bohaterki kubańskiej powieści
z gatunku magicznego realizmu: El Dżi: Eldżi miała długie włosy, zwykle
chodziła w zwiewnych, błękitnych sukienkach, małe piersi odznaczały się ostrym,
kanciastym zarysem spod trochę nazbyt przepoconej, lnianej, bluzki. Dziewczynie
często towarzyszył bury kundel, mały pies o tym samym, co ona, imieniu. Szli
razem, pod wiatr, pod kubański wiatr i podśpiewywali sobie: Angie, oh, Angie…
Wracając do kwestii telefonu: wciskam guzik,
sprawdzam, co na ekranie. Jeśli jest wiadomość – czytam. Jeśli powiadomienie –
nie czytam. Jeśli nie pojawia się nic prócz daty, godziny i poziomu
nasłonecznienia atmosfery oraz nawodnienia gleby poprzez powietrze, w znaczeniu
takim, że przestrzeń powietrzna staje się niejako tunelem, drogą dla deszczu,
dla kropel, jeśli więc nic więcej się nie pojawia, wtedy nie odblokowuję
telefonu i poprzestaję jedynie na skonstatowaniu faktu, iż nikt nie napisał.
*
W jej spojrzeniu dostrzegłam
zakamuflowany pytajnik. Nie podjęłam wyzwania, weszłam do gry, posłusznie
stosując się do jej reguł. To, co chciała usłyszeć, odpowiedź, której
oczekiwała – została udzielona. Jestem posłuszna, mamo. Jestem taka, jaką
nauczyłaś się mnie widzieć.
Ciemną nocą idę od strony przystanku
autobusowego, nie słychać, żeby coś jechało. Spoglądając w stronę południowo –
zachodniego nieba, jednocześnie błądząc językiem wzdłuż górnego łuku zębowego,
szukam układu gwiezdnego Plejad. Punktem orientacyjnym jest, rzecz jasna,
konstelacja Oriona. W międzyczasie czuję, że lewa dłoń zadrgała dwukrotnie,
prawa noga zstąpiła z krawężnika, nie zauważając go uprzednio. Schodzę. Chwieję
się; prawie upadam.
Niepokalana. Pod paznokciami żwir.
Pod powiekami gruz. W głowę strzał.
Szczerze? Tak. Tak właśnie uważam.
Jesteś winna. Jesteś wszystkiemu winna.
*
Dziwne, a może nie tylko dziwne, co ciekawe jest to,
że, kiedy przed chwilą roześmiałam się pisząc o Eldżi, złożyłam dłonie i
przysłoniłam nimi usta i nos, tak żeby śmiech nie uciekł, nie rozpierzchł się,
żeby został ze mną na dłużej. Robiąc to bezwiednie, poczułam twój zapach, silny
zapach ciebie i twojego ciała. Ostatnio bardzo mocno czuję cię na sobie, na
ciele, czuję też twój zapach. Ciekawe, że właśnie pożyczyłeś mi do przeczytania
„Imię, zapach” Italo Calvino.
*
fragment rozdziału "Background", 2015