czwartek, 24 września 2015

Spowiedź święta Aśki

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
- Na wieki wieków, amen.
- Ostatni raz do spowiedzi byłam w zeszłym roku. Pokutę odprawiłam. Następującymi grzechami obraziłam Pana Boga: przeklinałam. Dużo przeklinałam. Używałam imienia Pana Boga na daremno. Złościłam się, gniewałam i krzyczałam. Nie odnosiłam się do rodziców z szacunkiem. Złorzeczyłam. Życzyłam śmierci, ciężkiej i bolesnej. Życzyłam obudzenia się w grobie i żeby robaki go jadły od środka, żeby dziurę w brzuchu mu zrobiły. Żeby cierpiał. Bardzo i długo. I jeszcze cudzołożyłam.
- Z jednym?
- Z wieloma.
- Ile razy?
- Nie pamiętam.
- Ale dużo czy mało?
- Dużo. Zdecydowanie dużo. I głównie od tyłu.
- Żałujesz?
- Nie żałuję.
- W takim razie nie mogę dać ci rozgrzeszenia. Żeby winy były odpuszczone, musi pojawić się żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. To z pięciu warunków dobrej spowiedzi.
- Proszę księdza…Ksiądz musi mi dać rozgrzeszenie. Ja…Boję się. Boję się, że niedługo umrę, że zwariuję i nie zdążę się już nigdy więcej wyspowiadać. Proszę księdza…Ja nie mogę trafić do piekła. Już tam byłam i przyrzekłam sobie nigdy nie wracać. Błagam o litość.
- W takim razie odmówisz cały różaniec do Matki Boskiej Bolesnej, a w intencji rodziców zmówisz jeszcze koronkę. A teraz zamknij oczy, przeproś Pana Boga i módl się, żeby Ci wybaczył. – mówi ksiądz, którego twarzy na szczęście nie widzę. Jest szczelnie zakryta drewnianą kratką. Coś tam mamrocze pod nosem (ksiądz, nie kratka), potem podnosi prawą rękę i w powietrzu rysuje krzyż. – Ja odpuszczam tobie grzechy, idź w pokoju.
- Bogu niech będą dzięki. – odpowiadam i podnoszę się z trudem. Podchodzę bliżej księdza po to, by ucałować jego fioletowo-złotą stułę. Całuję i mówię:
- Raz jeszcze Bóg zapłać. Szczęść Boże.
- Szczęść Boże. – odpowiada szary, niewyraźny głos. Kątem oka spoglądam w stronę duchownego, ale on nie patrzy na mnie, cała jego uwaga skupiona jest na kolejnej osobie, następnym grzeszniku, który zdążył już uklęknąć przy ciemnobrązowym konfesjonale z dębowego, fornirowanego drewna. Pachnie starym woskiem i przedwojenną perfumą. Biorę głęboki oddech i żwawym krokiem wychodzę na pole. Opuszczam boski przybytek.

fragment, 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz